Przewiń do:

Lucjan Buchalik

KOLEKCJA POZAEUROPEJSKA W ŻORACH

 

Tworzenie żorskiej kolekcji pozaeuropejskiej jest ściśle związane z historią powstawania muzeum. Aby czytelnik mógł zrozumieć ten proces, należy się cofnąć do lat 90. XX w., czasu zmian ustrojowych w Polsce, odradzania się samorządu – wtedy to bowiem powstawało muzeum w Żorach i jego kolekcje.

W okresie wcześniejszym placówkę tę próbowano powołać dwukrotnie. Raz w latach 70., a potem 90. XX w., za każdym razem przy okazji obchodzonych kolejnych jubileuszy miasta. Jednak wystawy dotyczące historii i kultury regionu cieszyły się zainteresowaniem publiczności w czasie organizowanych uroczystości, natomiast później to zainteresowanie spadało. W efekcie prace nad utworzeniem muzeum w Żorach się opóźniały. Podnoszono argument, że takie same zbiory – dotyczące historii i kultury regionu – znajdują się w okolicznych muzeach, gromadzących swoje kolekcje od wielu lat. Istniały zatem obawy, że żorskiemu muzeum trudno będzie konkurować z nimi o widza. W konsekwencji do utworzenia muzeum nie dochodziło.

Tymczasem 22 stycznia 1991 r. w Miejskim Ośrodku Kultury mieszczącym się przy ul. Dolne Przedmieście 1 otworzono pierwszą w dziejach miasta wystawę o tematyce afrykańskiej. Prezentowała ona obiekty pozyskane w ramach Expedition Sahara-Sahel’ 89-90[Małgorzat1]  (24 lutego – 2 lipca 1990 r.), organizowanej przez Muzeum Narodowe w Szczecinie. Badania prowadzono głównie wśród ludu Somba w północnym Beninie. Ekspozycja była czynna przez kilka miesięcy i cieszyła się dużym zainteresowaniem. Mając to na uwadze, a pełniąc wówczas funkcję dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury, zaproponowałem zarządowi miasta, aby tytułem próby zorganizować tu stałą wystawę o tematyce afrykańskiej. Jej podstawą miały być moje zbiory pozyskane w czasie wypraw badawczych organizowanych w latach 90. XX w. Ostatecznie zawarto także niepisane porozumienie, że jeśli problematyka ta będzie atrakcyjna i przyciągnie widza, to zarząd miasta zgodzi się na powstanie w Żorach muzeum.

W ramach przygotowań do „wystawy afrykańskiej”, jak wtedy określano to przedsięwzięcie, wiosną 1999 r. zorganizowano wyprawę etnologiczną Lurum III, w której oprócz piszącego te słowa uczestniczył Jacek Łapott z Muzeum Narodowego w Szczecinie (obecnie pracownik Uniwersytetu Szczecińskiego). Celem ekspedycji było prowadzenie badań naukowych oraz pozyskanie dla tworzącej się wystawy eksponatów z Afryki Zachodniej. Wyjazd finansowany był ze środków własnych uczestników. Zarząd miasta postanowił pokryć koszty transportu do kraju obiektów o łącznej wadze 140 kg. Były to głównie przykłady sztuki (maski, rzeźby, ozdoby), broń, przedmioty codziennego użytku, ceramika. W ten sposób zbiory przeznaczone do ekspozycji zawierały moją prywatną kolekcję zgromadzoną w latach 90. XX w., którą przekazałem jako depozyt dla MOK-u, oraz obiekty zakupione podczas wspomnianej wyprawy w Afryce, a także 20 obiektów zakupionych w Polsce od prywatnych kolekcjonerów.

Dzięki pozyskanym w ten sposób eksponatom 11 czerwca 1999 r. w sali na pierwszym piętrze MOK-u otwarto wystawę Życie codzienne, kultura i sztuka ludów Afryki. Autorem scenariusza tej ekspozycji był Jacek Łapott, a prezentowała ona m.in. fragment zagrody obronnej ludu Somba, broń, przedmioty codziennego użytku, maski, ozdoby (uwagę zwracała interesująca kolekcja bransolet), ludów Afryki Zachodniej. Szczególnym zainteresowaniem zwiedzających cieszyła się sztuka afrykańska, głównie maski (ludów Gur, Gurunsi, Mossi, Dogon, Joruba) oraz statuetki (Senufo, Joruba, Mossi i Kurumba oraz Aszanti). Wystawę uzupełniały kolorowe slajdy ukazujące kulturową i przyrodniczą różnorodność tego kontynentu.

Wystawa „afrykańska” cieszyła się dużym zainteresowaniem publiczności, w r. uruchomienia, w ciągu zaledwie sześciu miesięcy zwiedziło ją ponad 7 tys. osób. Tak duża liczba zwiedzających wpłynęła na podjęcie decyzji o wyodrębnieniu z MOK-u muzeum jako osobnej instytucji kultury, co nastąpiło z końcem 2000 r. Nadrzędną, z prawnego punktu widzenia, sprawą była oczywiście sama decyzja o powołaniu muzeum, jednak nie mniej istotne było określenie jego merytorycznej specyfiki, a co za tym idzie – charakteru tworzonej kolekcji. Była to bardzo ważna decyzja, ponieważ gromadzenie zbiorów jest podstawowym zadaniem muzeum. Wszystkie inne działania są jedynie jej pochodną. Biorąc pod uwagę zainteresowanie publiczności egzotyką oraz możliwości finansowe organizatora, postanowiono, że będzie to muzeum o charakterze etnograficznym, specjalizującym się w kulturach Afryki. Jest oczywiste, że pozyskiwanie zbiorów etnograficznych – nawet z odległej Afryki – jest tańsze od zakupów obiektów sztuki europejskiej. Wiadomo było zatem, że na taki (artystyczny) typ muzeum samorządowi nie udało by się zgromadzić odpowiednich środków. Z kolei mając na uwadze historię miasta, na spektakularne obiekty archeologiczne też nie należało liczyć. W ten sposób po długim rozważaniu tematu skupiono się na etnologii i historii, powołując do życia muzeum mające dwa podstawowe działy. Jeden to Dział Historii i Kultury Regionu, którego nadrzędnym celem jest kultywowanie lokalnych tradycji. Drugi – Dział Kultur Pozaeuropejskich, który nadaje odmienny charakter kolekcji i zapewnia specyfikę żorskiemu muzeum, wyróżniając go na tle innych placówek w regionie.

W czasie kolejnych wypraw badawczych do Afryki Zachodniej nadal gromadzono zbiory etnograficzne, bowiem ten typ obiektów pozwala najlepiej przybliżyć życie codzienne mieszkańców Afryki, a jak wynika z obserwacji poczynionych przez pracowników muzeum, jest to ten element, który najbardziej interesuje widza. Zatem cele stawiane etnografii, którymi są m.in. opis ludów i podejmowanie prób jego jak najpełniejszego poznania, okazują się zbieżne z oczekiwaniami publiczności. Natomiast gromadzone przez etnografów podczas badań obiekty są fizyczną egzemplifikacją przejawów badanej kultury.

W maju 2001 r. muzeum odwiedził Harribert (Harry) Elsner (1926–2013) – malarz mieszkający w Bad Morgentheim (Niemcy). Okazało się, że do roku 1928 mieszkał w budynku zajmowanym dzisiaj przez MOK, a urodził się w sali, w której była urządzona pierwsza wystawa afrykańska. O żorskim muzeum dowiedział się z internetu, zainteresowała go ta nietypowa tematycznie ekspozycja i postanowił nas odwiedzić. H. Elsner w czasie II wojny światowej walczył w Afrika Korps i poddał się wówczas urokowi kontynentu. Po zakończeniu wojny wielokrotnie podróżował do północnej Afryki, szukając tam natchnienia dla swojej pracy artystycznej. Efektem wizyty H. Elsnera w Żorach była wystawa jego prac, otwarta w MOK-u w maju 2003 r. Część ekspozycji przeniesiono następnie do Banku Spółdzielczego, gdzie żorzanie mieli okazję wybrać siedem prac – nawiązujących do jego pobytu w Algierii i Egipcie – które autor podarował muzeum. Trzy lata później H. Elsner, w podziękowaniu za okazaną nam pomoc, został wyróżniony statuetką Przyjaciel Muzeum.

Pierwszym wyjazdem do Afryki, jaki zorganizowano po oficjalnym otwarciu Muzeum Miejskiego, była wyprawa etnologiczna AtacoraLurum 2001 (nazwy wypraw wskazują główny cel lub teren badań oraz rok)[Małgorzat2] , w której oprócz mnie wzięli udział Katarzyna Podyma z Muzeum Miejskiego oraz wymieniony już wcześniej afrykanista Jacek Łapott. Badania prowadzono głównie wśród ludów Kurumba, Somba i Dogon. Ekspedycja była finansowana ze środków własnych uczestników, a zakupu eksponatów dokonano ze środków otrzymanych od sponsorów. Pozyskano wówczas 221 obiektów. Jednak ostatnia, wysłana z Bamako przesyłka z eksponatami nie dotarła do Polski ze względu na ogłoszenie bankructwa przez przewoźnika (Sabena). Po upływie roku, kiedy wróciłem do Bamako, z pięciu zaginionych worków pozostał jeden, a i to silnie uszkodzony. Wiele zakupionych eksponatów wówczas zaginęło lub zostało skradzionych.

Pierwszą wystawą otwartą po utworzeniu muzeum była ekspozycja W afrykańskich wioskach (2002), która mieściła się na wyremontowanym strychu budynku MOK-u. Autorami scenariusza byli Lucjan Buchalik i Jacek Łapott. Pokazywała głównie kulturę ludów Somba i Dogon, a w porównaniu z poprzednią wystawą zajmowała większą powierzchnię i konsekwentnie prezentowała więcej eksponatów. Podobnie jak poprzednie wystawy „egzotyczne” cieszyła się dużą popularnością, co dało asumpt do dalszego gromadzenia obiektów etnograficznych pochodzących z Afryki. W następnych latach zorganizowano kolejne wyprawy etnologiczne (Yoro 2002, Apilan-Donda 2003, Toulfe 2004), prowadząc badania wśród Dogonów i Kurumbów. Finansowane były one ze środków własnych uczestników, co w praktyce oznaczało, że teren prowadzenia badań był jednocześnie terenem pozyskiwania obiektów dla Muzeum. Wyjątkiem były krótkie wyjazdy do Ghany, których głównym celem było właśnie pozyskiwanie eksponatów. Natomiast zakup obiektów był finansowany ze środków sponsorów i Muzeum Miejskiego. W efekcie zakupiono w owym czasie 363 obiekty. Na zjawisko łączenia obu zadań (badawczych i kolekcjonerskich) podczas penetracji pozaeuropejskich oraz na sposoby ich finansowania zwróciła też uwagę Anna Nadolska-Styczyńska analizująca polskie kolekcje pozaeuropejskie. Opisując muzealnika jako badacza innych kontynentów, stwierdza ona, że wyprawy organizowali:

(...) zasadniczo ci muzealnicy, którzy swoje działania utożsamiali z możliwościami prowadzenia badań terenowych i pozyskiwaniem tą drogą zabytków do muzeum, ponosząc znaczny procent kosztów takich wyjazdów lub poszukując sponsorów[1].

Żorską kolekcję afrykańską rozpoczęto od pozyskiwania obiektów z Afryki Zachodniej. Z czasem jednak zaczęto gromadzić także przedmioty pochodzące z innych regionów kontynentu. Znaczną liczbę eksponatów pozyskano w 2005 r. w czasie wyprawy Ambasira 2005. W odróżnieniu od poprzednich wyjazdów te badania prowadzono „przy okazji” pozyskiwania zbior&oacutoacute;w, które to zadania stało się głównym celem ekspedycji. Eksponaty pozyskiwano głównie w północnej części Kamerunu oraz na jego południowym-wschodzie, czyli na terenach penetrowanych w XIX w. przez wyprawę Stefana Szolc-Rogozińskiego oraz w centralnym Czadzie, w kraju zamieszkałym przez lud Hadżeraj (okolice Bitkine). Wyjazd poprzedzono zbiórką finansów na zakup eksponatów, a największymi darczyńcami byli Auchan i Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna (KSSE). Łącznie zebrano 16 tys. zł, co pozwoliło na zakup i transport 222 obiektów. Oba przedsiębiorstwa, w podziękowaniu za wieloletnie wspieranie zakupu eksponatów dla muzeum, zostały wyróżnione statuetkami Przyjaciela Muzeum. Pozostałe koszty wyjazdu pokryli uczestnicy wyprawy. Wśród wielu interesujących, nabytych wówczas obiektów można wymienić dzban Hadżerajów, który sprzedała ekspedycji sąsiadka właścicielki (po konsultacji z nią). Wokół wylewu naczynia obwiązana jest trawa, którą związała właścicielka, zaznaczając swoją własność. Ciekawą historię ma także pleciona maska inicjacyjna ludu Duupa z okolic Poli (północny Kamerun), pozyskana na tamtejszej misji. Księża katoliccy podjęli tam bowiem próbę wykorzystania jej do ceremonii Pierwszej Komunii Świętej, ale ostatecznie zrezygnowali z tego kontrowersyjnego pomysłu, a obiekt trafił do naszego muzeum.

Dodatkowym, owocnym efektem wyprawy do Kamerunu było nawiązanie dobrych kontaktów z misjonarzami, którzy w późniejszych latach – przyjeżdżając na urlop – przywozili do Żor interesujące nas obiekty. Bardzo ciekawe przedmioty przekazała także pochodząca z Jastrzębia-Zdroju siostra Joanna Wala. Były to dwie figurki przodków, z których jedna miała uszkodzoną stopę, oraz miniatura pułapki na ryby wykonana przez dzieci z ośrodka opiekuńczego. Figurki antenatów na pierwszy rzut oka zdawały się typową pamiątką wykonywaną dla turystów. Jednak informacje z nią związane świadczyły o tym, że jest to obiekt ze sfery sacrum. Otóż pewna chrześcijańska neofitka, czując, że jest nawiedzana przez duchy przodków, a pragnąc zerwać więzi z dawną religią, kupiła tę statuetkę i przyniosła ją do kościoła by tam, w trakcie uroczystej ceremonii, ksiądz uszkadzając figurkę, dokonał jej desakralizacji. Po tym symbolicznym akcie kobieta doznała spokoju ze strony sił dawnej religii, a figurkę zostawiła na probostwie, skąd została przywieziona do naszych zbiorów.

Eksponaty gromadzono nie tylko w trakcie wypraw do Afryki. Czasem w ich pozyskaniu pomagał przypadek. W czasie zbiórki środków w ramach finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy do skarbonki wrzucono monetę o nominale 10 franków francuskich, używaną przez kobiety fulbejskie w Afryce Zachodniej jako ozdoba włosów. Po wykupieniu obiekt przekazałem do Muzeum.

Innymi przypadkowo pozyskanymi numizmatami są trzy południowoafrykańskie monety inwestycyjne krugerrand wybite w 1977 r., które podarowane zostały Muzeum przez Izbę Celną w Katowicach jako przedmioty przestępstwa skarbowego. Znaleziono je najprawdopodobniej w skrytce przemytniczej (domniemywa się, że nie zostały wcześniej zgłoszone do oclenia na granicy lub zostały przechwycone jeszcze w czasach PRL) i zarekwirowane. Stały się przedmiotem sprawy sądowej, którą umorzono z powodu niewykrycia sprawcy, a Sąd Rejonowy w Cieszynie orzekł przepadek przedmiotów na rzecz Skarbu Państwa. Natomiast Wojewódzki Konserwator Zabytków zaproponował, aby krugerrandy przekazać Muzeum Miejskiemu w Żorach, i tak też się stało.

Sporą grupę obiektów pozyskano od osób, które przebywały krótszy lub dłuższy czas w Afryce. W lutym 2004 r. otwarto wystawę obrazów Alojzego Błędowskiego pt. Spojrzenie na Afrykę, będących efektem jego wizyty w Afryce (RPA, Botswana, Zambia). Znaczącą część tych dzieł autor podarował później muzeum. W 2005 r. zakupiliśmy prywatną kolekcję państwa Kijewskich, którzy w latach 80. minionego wieku pracowali w Nigerii i stamtąd przywieźli wiele obiektów etnograficznych. Kolejny zbiór afrykański nabyliśmy od Zbigniewa Staszyszyna, wieloletniego reportera CAF, uczestnika wypraw etnologicznych organizowanych przez Muzeum Narodowe w Szczecinie. Były to: militaria, stroje, ozdoby, instrumenty muzyczne. Stowarzyszenie „Pro Mundi”, które również dokonywało zakupów w Afryce, przekazując nam w postaci darowizny tkaniny artystyczne, banderole pasków tkaniny, stroje i maski z Afryki Zachodniej. Niestety wiedza o tych obiektach (za wyjątkiem tych pozyskanych przez Pro Mundi) jest ograniczona do danych absolutnie podstawowych: przybliżonego miejsca i czasu zakupu.

Do najciekawszych naszych darczyńców należy niewątpliwie pan Marek Dzierżęga – policjant z Wodzisławia, który w ramach pełnionych misji odwiedził wiele krajów Afryki i przywiózł z nich obiekty dla naszego muzeum.

Od wielu lat znam i bardzo cenię żorskie muzeum. Gdy w kwietniu trafiłem na misję do Liberii i natknąłem się na afrykańskie maski, od razu pomyślałem, że takie przydałyby się w żorskim muzeum, które już ma kolekcję afrykańskich eksponatów. Zrobiłem zdjęcia i wysłałem maila do muzeum z pytaniem, które egzemplarze by chcieli – opowiada policjant[2].

Rzeczywiście pod koniec 2006 r. otrzymaliśmy z Liberii owego niecodziennego maila i w ten sposób staliśmy się posiadaczami kilku masek z tego nieodwiedzanego przez nas kraju. Jednak najciekawsze obiekty, jakie przywiózł pan Marek, to w mojej ocenie te pochodzące z Mauretanii: zestaw przyrządów do chodzenia po palmach (liny, pałąk) i pojemnik na mleko wykonany z wypalanej gliny i skóry, a pozyskany w 2010 r. Natomiast najlepiej opracowane i udokumentowane eksponaty zakupiliśmy od Ilony Cichy, która w czasie swojego pobytu w Etiopii dokonała zakupu przedmiotów codziennego użytku, opatrując je dobrymi opisami i stosowną dokumentacją fotograficzną. Eksponaty pozyskane w ten sposób są jednak w polskich warunkach rzadkością, o czym mówią także rozmówcy wspomnianej już A. Nadolskiej-Styczyńskiej[3].

W naszej kolekcji pojawiła się też grupa obiektów przywiezionych do Polski przez Afrykanów. Najwięcej z nich zakupiono od Dogona – Davida Dolo. Najatrakcyjniejsze jednak moim zdaniem są maski Nuna zakupione w 2010 r. od Stowarzyszenia Kultury Teatralnej „Pieśń Kozła” z Wrocławia. Jest ono organizatorem znanego corocznego Brave Festiwalu, na który zaproszono wówczas zespół tancerzy ludu Nuna z Burkina Faso. Tancerze, wyjeżdżając z Polski, zostawili je na sprzedaż organizatorom festiwalu. W ten sposób muzeum pozyskało pięć kompletnych masek (ze strojami). Przyczyną ich pozostawienia we Wrocławiu, oprócz problemów z transportem lotniczym i chęci ich spieniężenia, było niewątpliwie to, że maski te były wykonywane w wielkiej tajemnicy przed wspólnotą wioskową, specjalnie na potrzeby uczestnictwa w festiwalu. Jednak podczas ich tworzenia zachowano wszelkie rygory obowiązujące przy wykonywaniu obiektów przeznaczonych dla celów sakralnych. Generalnie rzecz ujmując, już sam wywóz tych masek poza obręby społeczności był naruszeniem tradycyjnych norm. Ponadto, w rezultacie ich powrotu, w wiosce znalazły by się jednocześnie dwa komplety masek, co zakłóciłoby tradycję i wprowadziło dodatkowe zamieszanie społeczne.

W podobny sposób zakupiono stroje andyjskie. Zespół ludowy z Peru, w ramach działań prowadzonych przez naszych misjonarzy, przyjechał na Górny Śląsk, a po zakończeniu pobytu przekazał swoje kostiumy organizatorom, a środki pozyskane z zakupu wsparły dalszą działalność misyjną. Szczególnie interesujące wydają się tutaj: stroje boliwijskie: jeden przeznaczony do tańca tobas (choreografia wojenno-myśliwska), w którym dominują ozdobne akcenty wywodzące się z boliwijskiego Oriente oraz drugi – strój do tańca tinkus (taniec-walka) grupy etnicznej Aymara. Równie ciekawy jest także trzeci komplet – strój do peruwiańskiego tańca valicha (odmiana charakterystycznego dla regionu Cuzco tańca huayno). Obiekty te zakupiono z myślą o wystawie Polskie poznawanie świata. Istotne jest, że w odniesieniu do Peru nie chcemy się ograniczać tylko do tych eksponatów. Planowane są dalsze zakupy, głównie tkanin, ale także charakterystycznej dla tego terenu ceramiki.

„Tajemnice” masek zawsze intrygowały naszych zwiedzających, co znalazło również odbicie w prasie. Dziennikarzy szczególnie intrygowała „Maska z Konga, która trafiła do muzeum dzięki temu, że podobno straszyła babcię poprzedniego właściciela”[4]. Rzeczywiście, w posiadanie tej maski weszliśmy w dość nietypowy sposób. Zadzwonił do nas bowiem pewien kolekcjoner mebli z województwa lubuskiego:

Oświadczył, że ma drewnianą maskę obrzędową, ale musi się jej pozbyć, bo jego babcia wyjątkowo źle się czuje w jej towarzystwie. (…) okazało się, że starsza pani po prostu boi się tej pamiątki z Czarnego Lądu…”[5].

Maskę przywiózł do Polski misjonarz pracujący w Kongu w latach 1928–1932 i darował ją rodzinie ze Lwowa. Po 1945 r. obdarowani przeprowadzili się na ziemie zachodnie, zabierając ją z sobą jako jedną z pamiątek rodzinnych. Okazało się, że ostatnia właścicielka – leciwa już pani – chciała ją sprzedać za pośrednictwem jednego z członków rodziny, argumentując to tym, iż „czuje się źle w jej otoczeniu”. Z kolei bezpośredni sprzedawca obiektu dodał szczerze, że „pieniądze przydadzą się starszej pani”. W efekcie muzeum stało się właścicielem ciekawej maski z intrygującą historią.

Mimo tych interesujących „pozyskiwań” podstawowym sposobem nabywania przez nas eksponatów nadal pozostaje organizowanie wypraw etnologicznych. Znaczącą rolę w pozyskiwaniu i wysyłaniu eksponatów w trakcie wspomnianych wyjazdów odegrali, oprócz piszącego te słowa, Katarzyna Podyma i Jacek Łapott. Kolejne ekspedycje (Bambara 2006, Pelayo 2007, Segou 2008) skutkowały pozyskaniem obiektów głównie wśród ludów: Bamana z okolic Segou i Djenne oraz Dogon, Kurumba, Mossi i Somba. Podobnie jak poprzednio eksponaty były kupowane przy okazji badań własnych prowadzonych przez uczestników. Z punktu widzenia różnorodności zbiorów mankamentem tego sposobu działania jest koncentrowanie się przez dłuższy czas na konkretnym, tym samym obszarze, czego wymagają terenowe badania etnograficzne. Wielkim plusem tej sytuacji jest natomiast dobra dokumentacja pozyskiwanych – przede wszystkim w terenie – obiektów. Działania te wpisują się we wcześniejszą aktywność etnologów austriackich (Kurumbowie) i francuskich (Dogonowie). Pozyskiwane przez nas eksponaty są niejako kontynuacją pracy naszych poprzedników. Powstająca w ten sposób kolekcja jest odzwierciedleniem procesów zachodzących w terenie, rejestruje bowiem zmiany zachodzące w tych kulturach, a powstające m.in. wskutek procesów globalizacyjnych. W literaturze fachowej można znaleźć opinię, że „wyjazdy badawcze muzeów, połączone z zakupem eksponatów, są uznawane za najlepszą formę pozyskiwania materiałów źródłowych i kształtowania zbioru muzealnego”[6]. Koszty wspomnianych wyjazdów były, tak jak poprzednio, pokrywane ze środków własnych uczestników, natomiast zakup i transport eksponatów zapewniali sponsorzy i Muzeum Miejskie. Ostatecznie w wyniku wymienionych wypraw poszerzono kolekcję o 236 obiektów i ich zespołów.[Małgorzat3]  Najciekawsze w tej grupie wydają się marionetki, pozyskane w okolicy Ségou w Mali, później wielokrotnie wystawiane także poza Żorami.

Rozpoczynając tworzenie kolekcji, dokonując w terenie zakupów, początkowo starałem się wybierać obiekty „stare”, czyli takie, które były już naznaczone upływem czasu i powoli traciły wartość użytkową. W tym momencie pojawia się tutaj problem zawiłości związanych z procesem pozyskiwania obiektów, których ze względu na brak miejsca nie sposób teraz wyjaśnić. W chwili obecnej adekwatniejszym dla nabywanych przeze mnie przedmiotów wydają się określenia „używane” oraz „potencjalnie używane”. Te pierwsze obiekty kupuję bezpośrednio od użytkownika, czyli w zagrodzie, obserwując jednocześnie sposób ich wykorzystywania. Te drugie nabywam najczęściej na targu i są to rzeczy nowe, jeszcze nieużyte, ale czekające na swego kupca-użytkownika. Trudniejsza sytuacja powstaje przy zakupie obiektów „sztuki” czy też przedmiotów związanych ze sferą sacrum. Generalnie „sztukę” najłatwiej było kupić w artisanach (straganach z pamiątkami), gdzie można było nabyć zarówno przedmioty dobrej roboty, będące nadal w użyciu, jak i typowe wyroby pamiątkarskie. Taką sytuację powszechnie obserwowano w latach 80. i 90. minionego wieku. Wraz z rozwojem ruchu turystycznego nastąpiło jednak wyraźne pogorszenie jakości obiektów oferowanych w artisanach. W myśl kopernikańskiej zasady, że zły pieniądz wypiera dobry pieniądz, dobra sztuka została wyparta przez złą sztukę. Krótko mówiąc, „artyści” w swoich małych manufakturach zaczęli tworzyć maski i figurki na akord. Przedmioty artystyczne pozbawiono dużej liczby detali (czasochłonnych w wykonaniu), pozostały tylko cechy charakterystyczne dla produkowanego stylu, pozwalające sprzedawcy na określenie pochodzenia wyrobu. Nie zmieniły się też ceny. Pozyskane do muzeum przedmioty związane ze sferą sacrum były natomiast kupowane najczęściej bezpośrednio od użytkowników. Są to najtrudniejsze zakupy, wymagające dobrej znajomości terenu, potencjalnych sprzedawców i ich kultury.

Odejście od zakupów przedmiotów „starych” na rzecz „używanych” było wynikiem doświadczeń terenowych i obserwacji życia codziennego badanych ludów. W całej Afryce „stare” przedmioty tradycyjne (np. ceramika) są wypierane przez wyroby przemysłowe (plastikowe) czy postprzemysłowe, wykonane z przedmiotów wyprodukowanych w fabrykach (np. blaszane opakowania). Pojawia się więc czasem swoisty melanż tradycji i współczesności. I tak, w 2004 r., zakupiłem u Kurumbów garnitur europejskiego kroju, lecz wykonany z tradycyjnej tkaniny produkowanej przez lokalnych krawców. Jest ona bardzo łatwo rozpoznawalna ze względu na jej fakturę, a przede wszystkim, ze względu na sposób wykonania. Aby uzyskać bowiem płat materiału pozwalający wykonać marynarkę, należy zszyć ze sobą kilka „banderoli”, czyli pasów tkaniny o szerokości kilkunastu centymetrów. Zakupiona marynarka była noszona przez osobę mającą wysokie aspiracje, robiącą karierę poza wioską, która chciała wyglądać nowocześnie – „po europejsku”, ale jednocześnie okazywać swoje tradycyjne korzenie.

W czasie 15 lat budowania kolekcji, Dział Kultur Pozaeuropejskich nie ograniczał się do zakupu obiektów z Afryki (aczkolwiek ten kierunek był i jest nadal dominujący). W 2007 r. Anita Czerner brała udział w badaniach etnologicznych w Indiach[7]. Wymiernym efektem wyjazdu były trzy tanki – obrazy o tematyce religijnej wykonywane na tkaninie, a wieszane nad ołtarzami bóstw w Tybecie, Nepalu, Bhutanie i Sikkimie. Najczęściej przedstawiają one życie Buddy lub też graficzną mandalę medytacyjną. Zakupione obiekty wykorzystane były w roku 2008 na wystawie zrealizowanej w ramach projektu kulturoznawczo-edukacyjnego „Ścieżkami jaka”. Dały one także początek kolekcji azjatyckiej, poszerzonej w trakcie realizacji wystawy „Polskie poznawanie świata” o zbiory z Turkmenistanu, Afganistanu, Korei i Japonii, a w tym ostatnim przypadku dotyczące głównie Ajnów. W grupie zabytków azjatyckich zwraca uwagę koszulka dziecięca z Turkmenistanu bogato zdobiona, z doczepionymi fragmentami warkoczy babć, zakupiona w latach 90. w Aszchabadzie. Obiekt został co prawda nabyty na targu staroci, jednak okazało się, że niesie on ze sobą wielki ładunek emocjonalny. Sprzedawczyni, już po dokonanej transakcji próbowała się z niej wycofać twierdząc, że nie chce, aby koszulka dostała się w obce ręce. Szczęśliwie udało się ją jednak uspokoić, a obiekt zakupić.

Wyprawy organizowane pod koniec pierwszej dekady XXI w. związane były z grantem habilitacyjnym Jacka Łapotta („Daŋ 2008” część I, „Dymarka 2009”, „Somba 2009”). Finansowane były z przyznanych środków na naukę oraz przez samych uczestników. Zakup eksponatów znowu był możliwy dzięki funduszom przyznanym przez sponsorów i Muzeum Miejskie. Badania dotyczyły przemian zachodzących w tradycyjnej kulturze Dogonów, stąd też pochodziła znakomita większość zakupionych obiektów. Wyjątkiem były badania nad tradycyjnym pozyskiwaniem żelaza u ludu Bamana w Kena (ok. Nossambougou, Mali) oraz u Somba, a dotyczące procesu przemian zachodzących w kulturze tych grup pod wpływem ruchu turystycznego.

Wyprawy, w których uczestniczyłem były związane także z prowadzeniem działalności charytatywnej („Daŋ 2008” część II, „Ayo 2010”, „Elekcja 2011”). Organizowały je Centrum Misji i Ewangelizacji z Dzięgielowa oraz warszawskie Stowarzyszenie „Edukacja dla pokoju”. Celem ich było w pierwszym etapie – zorganizowanie pomocy humanitarnej dla Kurumbów (dożywianie dzieci w szkołach), a następnie, finansowana ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych, budowa szkoły w Pobe-Mengao (okolice Djibo w północnej części Burkiny Faso). Uczestnictwo w tych wyprawach pozwoliło mi na dokonywanie zakupów eksponatów ze środków sponsorów i Muzeum. Siłą rzeczy głównie z terenów objętych akcją pomocową.

Nieco odmienną od pozostałych była wyprawa organizowana przez Uniwersytet Szczeciński („Czekanowski 2012”), której celem było wykonanie i wysyłka do Szczecina pomnika prof. Jana Czekanowskiego. Była to zarazem doskonała okazja do dogłębnego poznania współczesnej sztuki odlewniczej w Ouagadougou. Ze względu na specyfikę wyjazdu, zakupiono wówczas tylko niewielką ilość eksponatów finansowanych ze środków Muzeum.

Ostatnie wyprawy etnologiczne związane były już ściśle z przygotowywaną wystawą („Tamberma 2012”, „Ossendowski 2013”, „Uganda 2014”, „Sieroszewski 2015”). Ich organizatorem, ponoszącym także ciężar finansowy wyjazdów jest Muzeum Miejskie, wspierane w tym względzie przez sponsorów. Podstawowym celem tych wyjazdów były tym razem zakupy obiektów, które mogą ilustrować kultury ludów zamieszkujących tereny opisywane czy też badane, przez postaci prezentowane na wystawie „Polskie poznawanie świata”. Etnograficzne badania terenowe były więc prowadzone tylko w odniesieniu do pozyskiwanych zbiorów. Wyjątkiem może być jedynie pobyt u Tambermów, gdzie realizowano temat badawczy „Społeczności tradycyjne Afryki wobec współczesnych przemian. »Turystyczny raj« czy »smutek tropików«?”. Trasa tych wypraw została wykreślana na podstawie literatury. W przypadku Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego wybrano region Futa Dżalon gdzie pisarz przebywał na przełomie 1925 i 1926 r. Teren ten wytypowano z kilku powodów. Po pierwsze autor poświęcił temu regionowi sporo uwagi w swoich opracowaniach[8]. Po drugie zaś, nie mieliśmy z tego obszaru żadnych obiektów – była więc okazja aby wzbogacić muzealną kolekcję. Biorąc pod uwagę górzysty charakter regionu i jego oddalenie od stolicy „wydawało się”, że będą tam dostępne „stare” obiekty. W samym Labé, zgodnie z naszymi oczekiwaniami, z realiów czasów F.A. Ossendowskiego niewiele pozostało. Niewiele też było w tym miejscu wyrobów tradycyjnych. Zastaliśmy tu natomiast sporą grupę wyrobów postprzemysłowych. Ostatnia z opisywanych wypraw afrykańskich dotyczyła części trasy, którą na początku XX w. przemierzył wspomniany już prof. J. Czekanowski. „Ugandyjski” fragment jego trasy wybrano ze względu na bezpieczeństwo oraz poważne ułatwienia logistyczne. Pomocą służyło Stowarzyszenie „Edukacja dla Pokoju” oraz biskup Godfrey Makumbi. Łącznie, w czasie trwania trzech wspomnianych wypraw pozyskano 507 obiektów lub grup obiektów afrykańskich. W ekspedycjach, oprócz piszącego te słowa, brali udział pracownicy Muzeum. Uważam bowiem, że osoba odpowiedzialna za zbiory, pracująca w muzeum o takim profilu powinna mieć kontakt z terenem, z którego pochodzą eksponaty. O wadze badań terenowych w pracy muzealnika pisze także wspomniana już A. Nadolska-Styczyńska. Zauważa, że wyjazdy terenowe weryfikują „w zasadniczy sposób ich pierwotne wyniesione z lektur wyobrażenia”. Jeden z jej rozmówców mówiąc o swoich młodszych kolegach-muzealnikach stwierdził:

(...) Zaczynają wyjeżdżać. Nawet wyjeżdżają indywidualnie. Taka praktyka w terenie, (…) taki dotyk obiektów, czy kultury to jest więcej niż lata studiów. I to widać. (…) Oni po prostu rozwijają się. To są coraz lepsi fachowcy[9].

W dalszej części tekstu, autorka zauważa, że do lat 90. XX w. jedynym polskim muzeum organizującym lub współorganizującym wyjazdy naukowe było Muzeum Narodowe w Szczecinie kierowane wówczas przez prof. Władysława Filipowiaka. Natomiast „W latach późniejszych dołączyło do niego Muzeum Miejskie w Żorach”[10].

Porównując te dwie przedstawione w afrykańskiej części wystawy postaci – F. A. Ossendowskiego – literata i J. Czekanowski – naukowca,, na pierwszy rzut oka dostrzega się duże różnice w zakresie i sposobie ich pracy. Ossendowski, chętnie puszczający wodze fantazji, z rzadka precyzyjnie opisuje przedmioty będące w użyciu oraz daty pobytu w poszczególnych miejscach. Czekanowski natomiast, precyzyjnie opisujący warsztat swej pracy, dostarczył materiału z punktu widzenia gromadzenia zbiorów najcenniejszego, a mianowicie zamieszczone w jego pracy[11] rysunki przedmiotów będących w użyciu na początku XX w. oraz komentarze ich dotyczące[12]. Wyjeżdżając w teren w poszukiwaniu eksponatów zdawałem sobie sprawę z upływu czasu i zachodzących zmian. Kupowałem więc nie tylko przedmioty używane w dawnych czasach lecz także współczesne przykłady obiektów o identycznej lub podobnej funkcji. Przykładem mogą być opisywane i szkicowane rzez Czekanowskiego plecione naczynia z włókien naturalnych. Współcześnie, oprócz naczyń wykonanych z tradycyjnych surowców, pojawiają się tu naczynia z surowców przemysłowych. Nową jakością są też pojemniki pokryte napisami. W czasach J. Czekanowskiego, wśród miejscowej ludności autochtonicznej, pismo było praktycznie nieznane. Ponadto, napisy świadczą też o dużym postępie islamu. W użyciu pojawiła się ponadto duża ilość przedmiotów przemysłowych bądź postprzemysłowych.

Przykładem takiego „zagłębia” przedmiotów wykorzystujących odpady może być Labé w Gwinei. Jak już wspomniałem, odwiedziłem to miasto w grudniu 2013 r., w poszukiwaniu eksponatów mogących ilustrować kulturę Futa Dżalon opisywaną przez F.A. Ossendowskiego. W pamięci starszych mieszkańców funkcjonowały tu jeszcze miejsca, gdzie na targu można było spotkać ceramikę. Natomiast w rzeczywistości, wyrobów z gliny już nie można było kupić. Ceramiczny dzban udało się dopiero nabyć kilkadziesiąt kilometrów od Labé, na targu we wsi Serekali. Wyroby z gliny można było też pozyskać w miasteczku Mali (nieopodal granicy z Republiką Mali), w Centrum Aktywizacji Rodzin, gdzie produkowano pamiątki dla turystów. Za to na targowisku w Labé, duży kwartał, zajmują rzemieślnicy, wytwarzający wyroby z blachy pozyskanej z zużytych pojemników i beczek. Kojarzy się to ze współczesnym centrum recyclingu. Bowiem nie tylko gliniane pojemniki są wypierane przez wyroby blaszane. Dotyczy to także przedmiotów drewnianych. W efekcie, łatwiej było nabyć blaszany stołek niż jego drewniany pierwowzór. Podczas wyprawy ugandyjskiej pozyskałem bardzo ciekawy przedmiot, który można zaliczyć do kategorii postprzemysłowej, Udało się bowiem w Nyabaremura, w pobliżu Parku Narodowego Bwindi, nabyć łuk ze strzałami, Leżał na straganie pomiędzy pamiątkami dla turystów. Nigdzie, na całej trasie swej podróży, nie widziałem łuku w użyciu. Można stąd wnioskować, że broń ta wyszła z użycia wskutek pojawienia się broni palnej, ale także w efekcie zakazu polowań. Natomiast na targowisku w Magamaga kupiłem używany, prawdopodobnie przez współczesnych kłusowników, miotacz strzał. Wykonany jest on z fragmentu ramy roweru i dętki, ale wyrzuca strzały typowe dla łuku. Broń ta pozwala na jej dobre ukrycie. Łuk trudno schować pod ubraniem, natomiast miotacz ze strzałami swobodnie można ukryć pod koszulą a nawet w nogawce spodni. A trzeba dodać, że jest to, w przeciwieństwie do strzelby, broń cicha, a więc bardziej użyteczna w kłusownictwie.

Dawne nawyki koncentrowania się na kupowaniu obiektów „starych”, widoczne były w pierwszych polskich muzeach etnograficznych, które koncentrowały się na dokumentacji kultury wsi polskiej końca XIX w., nie zajmując się zupełnie lub prawie zupełnie współczesnością. W efekcie – jak zauważa prof. Jan Święch – „niemal w każdym muzeum pawilonowym, można było przygotować ekspozycję, prezentującą wybrane aspekty rzeczywistości kulturowej XIX wiecznej wsi, bezradne zaś byłyby próby realizacji takich zdarzeń muzealnych dla lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych ubiegłego stulecia”[13]. W podobnym duchu wypowiada się Janusz Barański, który stawia na równi kolekcję opakowań MacDonaldsa z kolekcją „narzędzi rolniczych, szopek, strojów czy obrazów na szkle malowanych”[14]. Podobne zjawisko można obserwować w odniesieniu do wystaw poświęconych kulturom Afryki. Najczęściej pokazuje się na nich „stare”, tradycyjne wyroby, ukazując rzeczywistość sprzed kilku pokoleń, zapominając jakby o upływającym czasie. Współczesna Afryka to także wyroby przemysłowe i ich pochodne. Gliniany dzban na wodę nie został jeszcze całkiem wyparty przez plastikowe pojemniki, bo przechowywana w nim woda jest chłodniejsza. Lepiej zatem mieć zapas wody w dzbanie niż w kanistrze. Często można zauważyć, że woda przywieziona w naczyniu blaszanym lub plastikowym jest przelewana do dzbana, aby ją nieco schłodzić. Glina – nawet wypalona – nasiąka wodą, która parując schładza wodę znajdującą się w dzbanie. Woda w kanistrze nie może tego uczynić, bo plastik nie nasiąka i nie izoluje zawartości pojemnika. Pokazując więc na wystawie współczesną zagrodę afrykańską i starając się, aby przekaz był prawdziwy, obok glinianego dzbana należałoby postawić plastikowy kanister i blaszaną misę.

Jesienią 2014 r. nawiązaliśmy kontakt z Birgit Schlothauer i Gustavem Wilhelmem, kolekcjonerami z Marl (Niemcy), którzy postanowili przekazać swoje zbiory na rzecz Muzeum Miejskiego. Kolekcja przekazywana będzie w częściach aż do 2029 r.. Obejmuje ona kilkaset przedmiotów ilustrujących kulturę Fon (południowy Benin) i warto dodać, że zasadnicza ich część powstała w końcu XIX i początku XX w.. Są to przede wszystkim obiekty kultu religijnego i przedmioty codziennego użytku, a szczególnie interesująca wydaje się być kolekcja rekad[15] wykonywanych na polecenie władców Abomeyu. Tak liczna darowizna w znaczący sposób powiększy naszą kolekcję, a będzie to największy zbiór obiektów ilustrujących kulturę Fonów, jaki znajdująca się w polskich muzeach.

Przystępując do realizacji ekspozycji stałej „Polskie poznawanie świata” miałem świadomość, że nie posiadamy eksponatów z większości terenów, na których przebywali bohaterowie wystawy. Rozpocząłem więc poszukiwanie sposobów ich pozyskania. Najprostszą sprawą wydawało się wypożyczenie obiektów z innych muzeów (w tym zagranicznych) lub od prywatnych kolekcjonerów. Takie rozwiązanie problemu byłoby najłatwiejsze, ale obarczone piętnem tymczasowości i naukowej powierzchowności, zwłaszcza w kontekście warsztatu naukowego pracowników Muzeum Miejskiego. Koszty wypożyczenia zbiorów z instytucji zagranicznych były poza zasięgiem możliwości.

W tej sytuacji, najlepszym rozwiązaniem stało się pozyskanie obiektów na własność, bez względu na to, czy drogą badań terenowych, czy też nabycia ich od prywatnych kolekcjonerów. Zorganizowane w ostatnim czasie wyprawy, tak afrykańskie, jak dalekowschodnie (Sieroszewski 2015), rzeczywiście pozwoliły zwiększyć nasz stan posiadania. W tym ostatnim, azjatyckim przypadku, pomocą logistyczną (a także finansową) służyła Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna oraz dyrektor Muzeum Kultury Ajnuskiej w Shiraoi – pan Masahiro Nomoto, za pośrednictwem mieszkającego w Warszawie pana Teruo Matsumoto. Podobnie jak w przypadku zakupów w Afryce, tak i w Korei czy Japonii próbujemy pozyskiwać obiekty wsp&oacutoacute;łczesne, ale nawiązujące do czasów, kiedy nasi naukowcy prowadzili tam badania. Interesującym uzupełnieniem kolekcji azjatyckiej jest pozyskanie obiektów z Azji Środkowej, gromadzonych w latach 80. XX w. przez Barbarę i Janusza Czamarskich. Zbiór ten zawiera, oprócz wspomnianej już koszulki dziecięcej, utensylia, stroje i ozdoby (a wśród nich – srebrną biżuterię panny młodej) oraz herackie naczynia szklane, zakupione w Kabulu w latach 1987-88, a także dywany. Łącznie jest to prawie 50 eksponatów.

Więcej czasu zajęło pozyskanie zbiorów z Australii i Oceanii, a ostatecznie dopomógł tutaj przypadek. W maju 2014 r. miała miejsce w domu aukcyjnym DESA-UNICUM w Warszawie aukcja obiektów z Melanezji, podczas której udało się zakupić 55 eksponatów. Jest znacząca część kolekcji państwa Czamarskich, której historia sięga lat 80. XX w., kiedy to przebywali oni na palcówce dyplomatycznej w Papui-Nowej Gwinei (1989-92). Pan Janusz przemierzał cały kraj realizując obowiązki reprezentanta ONZ, zaś pani Barbara poznawała kulturę rdzennych mieszkańców, tworząc jednocześnie kolekcję etnograficzną. W jej skład wchodziły maski, rzeźby, broń, elementy strojów, ozdoby i przedmioty codziennego użytku. Cały ten zbiór był eksponowany m.in. w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie oraz Muzeum Etnograficznym w Rzeszowie. Niektóre obiekty z tejże kolekcji mogą posłużyć zilustrowaniu twierdzenia, jak złudne jest w muzealnictwie pojęcie „stary”, „dobry eksponat”. Otóż, wśród zakupionych obiektów znajduje się pięknie zdobiona kalebasa, wyróżniająca się swoją urodą spośród pozostałych utensyliów, co zostało dostrzeżone i podkreślone przez autorów katalogu towarzyszącego wystawie w Muzeum Azji i Pacyfiku z 1994 r.. Obiekt ten, to jednak typowa pamiątka wykonywana dla turystów i sprzedawana w pobliżu lotniska na Trobriandach. Natomiast obecne z kolekcji niepozorne naczynia wykonane z drewna zostały zakupione od użytkowników, są to więc w pełni tego słowa znaczenia autentyki, tyle, że od strony estetycznej, wystawienniczej znacznie mniej atrakcyjne. Pojawia się zatem pytanie, co jest „prawdziwym”, „autentycznym”, „oryginalnym” eksponatem? Szczególnie ten ostatni termin nurtuje kolejne pokolenie muzealników[16]. Są to jednak pytania, na które nie sposób udzielić w tak krótkim tekście pełnej i prawdziwej odpowiedzi. Wartości merytoryczne zabytków muzealnych zależą bowiem przede wszystkim od sposobu ich interpretacji przez badacza i dyscyplinę, którą on reprezentuje.

Jak udało mi się (mam nadzieję) pokazać, kolekcja pozaeuropejska Muzeum Miejskiego w Żorach powstawała na bazie depozytu autora tego tekstu oraz pierwszych zakupów dokonywanych jeszcze dla MOK-u. Jest dość zróżnicowana pod względem pochodzenia i funkcji. Trudności z pozyskiwaniem obiektów – rynek antykwaryczny w tym zakresie w Polsce jest marginalny – spowodowały konieczność zakupu eksponatów w terenie. Warunkiem rozbudowy zbioru stała się regularna organizacja wypraw etnologicznych. Były one źródłem nie tylko stałego dopływu eksponatów, ale także wiedzy do ich naukowego opracowania. Obszar prowadzenia regularnych badań pozwolił na zgromadzenie reprezentatywnej, rozbudowanej kolekcji opisującej badane kultury (głównie Kurumbów i Dogonów).

Kolekcja stanowi egzemplifikację naszych zainteresowań, będąc zarazem swoistą kontynuacją badań prowadzonych przez austriackich i francuskich etnologów w połowie XX w. Ilość muzealiów wzrasta rocznie średnio o około 200 egzemplarzy i obecnie liczy ponad 2500 numerów inwentaryzacyjnych. Zasadniczy trzon zbioru stanowią obiekty pozyskane w trakcie wypraw etnologicznych (75–80%), a uzupełniają je darowizny (5–10%) oraz zakupy w kraju (około 10%). Kolekcja jest szeroko wykorzystywana tak podczas realizowanych wystaw (ekspozycje objazdowe, wypożyczenia) jak w działaniach edukacyjnych.

Po 15 latach istnienia naszego Muzeum i intensywnego gromadzenia kolekcji można by zadać pytanie, czy nasza kolekcja jest kompletna? Czy można ją uznać za zamkniętą, albo przewidzieć, kiedy osiągniemy ten stan? Odpowiedź jest dla nas oczywista: zdecydowanie – nie. Po pierwsze, z muzealnego punktu widzenia, te kilkanaście lat istnienia to niewiele. Po drugie, nie pozwala na to specyfika naszej dyscypliny. Jesteśmy na początku długiej drogi, której celem jest ukazywanie ciągłego procesu przemian zachodzących w kulturach pozaeuropejskich. Proces kulturowych przemian jest ciągły i dotyczy wszystkich kultur świata. Zatem pytanie, czy jakakolwiek kolekcja nastawiona na rejestrowanie tych zmian może być zamknięta – jest pytaniem typowo retorycznym.

Na koniec tych rozważań powinno paść sakramentalne pytanie, stawiane przez wiele osób: po co nam, w muzeum regionalnym, te zbiory pozaeuropejskie? Niektórzy idą dalej i pytają: po co nam wiedza o odległych ludach? Sens tworzenia kolekcji pozaeuropejskich cytowana już A. Nadolska-Styczyńska widzi jako konieczność „oswajania wizji obcego”, eliminowania fascynacji płytką egzotyką na rzecz poznawania innych kultur, wpajania idei tolerancji, podejmowania dialogu międzykulturowego, a także „promowania polskiego dorobku z zakresu poznawania krajów i kultur pozaeuropejskich – wkładu Polaków w poznawanie kultur wszystkich kontynentów”[17]. Przede wszystkim jednak, jako potrzebę poszerzania wiedzy o otaczającym świecie, który dzisiaj tak bardzo i tak szybko się „kurczy”, bowiem dotarcie do jego najdalszych zakątków jest jedynie kwestią zgromadzenia odpowiednich środków.

Zdarza się, że sens badań pozaeuropejskich jest podważany i, czynią to także ludzie z wykształceniem akademickim. Niedawno powołany (3 lutego 2015) Komitet Kryzysowy Nauki Polskiej akcentuje konieczność badań nad historią Polski i studiami regionalnymi. Prof. Zbigniew Osiński zauważa krytycznie, że „(…) opłaca się badać zapomniane języki Papui-Nowej Gwinei, ale nie najnowszą historię Polski”[18]. Opinia pana profesora nie znajduje jednak moim zdaniem uzasadnienia. Gdy spojrzy się na półki księgarskie, łatwo zauważyć, że pod hasłem „humanistyka” dominuje historia Polski (co jest zrozumiałe), zaś działów etnologicznych zazwyczaj brak, czasem są łączone z naukami społecznymi, ale zawsze propozycje poświęcone kulturom pozaeuropejskim są bardzo skromne. Ta sama prawidłowość dotyczy niestety pozaeuropejskich zbiorów etnologicznych. Największe kolekcje posiadają Muzeum Narodowe w Szczecinie, Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie oraz Muzeum Etnograficzne w Krakowie. Nie są to jednak zbiory znaczące z europejskiego punktu widzenia. Nawet jak na potrzeby wystawiennicze polskich muzeów są one dość skromne, co udowodniła próba realizacji wystawy „Polskie poznawanie świata”.

Zatem na pytanie: czy tworzyć kolekcje o tematyce pozaeuropejskiej, możne udzielić tylko jednej odpowiedzi: zdecydowanie tak.

 

BIBLIOGRAFIA

Barański Janusz – Polityka kolekcji muzeum etnograficznego w erze postludowej, „Etnografia Nowa”, 2013, t. 5, s. 55-73.

Czekanowski Jan, W głąb lasów Aruwimi. Dziennik wyprawy do Afryki Środkowej, Wrocław 1958.

Czekanowski Jan, Dziennik podróży afrykańskiej, Warszawa 2014.

Nadolska-Styczyńska Anna, Pośród zabytków z odległych stron. Muzealnicy i polski etnograficzne kolekcje pozaeuropejskie, Toruń 2011.

Ossendowski Ferdynand Antoni, Niewolnicy słońca, Poznań 2011.

Piersiakowa Elżbieta, Czy maski straszą, „Nowiny”, 14.03.2007.

Siemieniec Tomasz, Maska od policjanta, „Dziennik Zachodni”, 5.01.2007.

Święch Jan, Współczesne problemy kolekcjonerstwa w muzealnictwie etnograficznym, „Etnografia Nowa”, 2009, t. 1, s. 45–52.

Zaremba Piotr, Bunt naukowców, „W sieci”, 2–8.02.2015, s. 32–33.

 

 

 

[1]A. Nadolska-Styczyńska, Pośród zabytków z odległych stron. Muzealnicy i polskie etnograficzne kolekcje pozaeuropejskie, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2011, s. 251.

[2] T. Siemieniec, Maska od policjanta, „Dziennik Zachodni”, 5.01.2007.

[3] A. Nadolska-Styczyńska, Pośród…, s. 404.

[4] E. Piersiakowa, Czy maski straszą, „Nowiny”, 14.03.2007.

[5] Ibidem.

[6] A. Nadolska-Styczyńska, Pośród…, s. 403–404.

[7] Badania odbywały się w ramach grantu habilitacyjnego dr Anny Szymoszyn z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN w Poznaniu.

[8] F.A. Ossendowski, Niewolnicy słońca, Wydawnictwo Zysk i Spółka, Poznań 2011, s. 183–238; skróty pochodzą od A.N.S.

[9] A. Nadolska-Styczyńska, Pośród…, s. 241.

[10] A. Nadolska-Styczyńska, Pośród…, s. 242–243.

[11] J. Czekanowski, W głąb lasów Aruwimi. Dziennik wyprawy do Afryki Środkowej, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Wrocław 1958.

[12] J. Czekanowski, W głąb…; J. Czekanowski, Dziennik podróży afrykańskiej, Polskie Towarzystwo Afrykanistyczne, Warszawa 2014.

 

[13] J. Święch, Współczesne problemy kolekcjonerstwa w muzealnictwie etnograficznym, „Etnografia Nowa”, 2009, t. 1, s. 47.

[14] J. Barański, Polityka kolekcji muzeum etnograficznego w erze postludowej, „Etnografia Nowa”, 2013, t. 5, s. 63.

[15] Rekada – przedmiot, wykonany z drewna i żelaza, kształtem przypominający siekierkę, przekazywany przez władcę w rejonie Zatoki Gwinejskiej obcemu celem wyrażenia zgody na jego pobyt i akceptację prowadzonej przez niego działalności, swoisty glejt, przepustka.

 

[16] A. Nadolska-Styczyńska, Pośród…, s. 107–109.

[17] A. Nadolska-Styczyńska, Pośród…, s. 440.

[18] P. Zaremba Piotr, Bunt naukowców, „W sieci”, 2–8.02.2015, s. 33.

 

 

Zgodnie z art. 173 ustawy Prawa Telekomunikacyjnego informujemy, że kontynuując przeglądanie tej strony wyrażasz zgodę na zapisywanie na Twoim komputerze tzw. plików cookies. Ciasteczka pozwalają nam na gromadzenie informacji dotyczących statystyk oglądalności strony. Jeżeli nie wyrażasz zgody na zapisywanie ich zmień ustawienia swojej przeglądarki internetowej.